wtorek, 31 maja 2011
poniedziałek, 30 maja 2011
Kartony z archiwum domowego
Kartony z archiwum domowego.
(szukam wszystkiego co dotyczy laleczek)
Jest ich bardzo dużo. Archiwum – raczej podróż w głąb czasu zsypanego niegdyś do kartonów w mnogości i nieładzie listów, szkiców, zapisków, rysunków, rachunków, zdjęć, portretów na tekturach tłoczonych złotą literą „Photographie moderne à Kharkoff”. Kim jesteście – eleganccy i odświętni fotografowani?
Corrida. Rok 1930. Arena w słońcu i zdjęciach. Od parady torreadorów, do wleczonego końmi poległego byka. Za kilka lat publiczność skrwawi się przeciw sobie w wojnie domowej. A potem będzie wojna światowa z rzymską cyfrą II. Po niej zdjęcia na polowaniu zrobią już sobie całkiem inni panowie.
Jestem z cywilizacji słowa ręcznie pisanego, ba, w szkole była jeszcze kaligrafia! A tu z trudem odczytuję teksty kładzione piórem na pożółkłych teraz papierach. Koperty, stemple, widokówki... Skończyły się listy, skończyło się czytanie pisma ręcznego. Listonosz? To ten co nosi rachunki?
Cóż zostanie po nas? W tej totalnej cyfryzacji czyż sami nie stajemy się cyfrą piękną jak NIP czy PESEL? Zawinie ogonem jakaś kometa, huknie Zeus gromowładny i pokasuje nam twarde dyski i pamięć SMS-ów. Nie spojrzymy z portretów w oczy przyszłym pokoleniom. A one nie spojrzą nam. Nie odczyta żaden grafolog tajemnic naszego charakteru z osobowości pisma, bo żadnego pisma przecież nie będzie...
Ale oprócz tych refleksji znajduję również:
- Życiorys Marii Veltuzen z 1952 r.
- Artykuł z Dziennika Polskiego rok 1954 o Mamie jako o autorce szopki z drewnianymi toczonymi figurami.
- Szkicownik sprzed ponad pół wieku z rysunkami laleczki-bączka.
- Projekt innej lalki toczonej w drewnie niegdyś w setkotysięcznym wydaniu Cepelii – Mama nie miała z tego złamanego grosza.
- Wywiad wiekowej już Marii Veltuzen w lokalnym piśmie „Pod Giewontem” styczeń 2000 r.
- Setki świetnych rysunków - miała Mama utalentowaną rękę.
- I na koniec – kilka rachunków sprzedaży laleczek-bączków z początku lat osiemdziesiątych, kiedy powróciliśmy do ich produkcji.
niedziela, 22 maja 2011
Etykiety:
bączki,
drewniane zabawki,
laleczki,
lalki,
Maria Veltuzen,
Monika Wilczyńska,
plagiat,
polska prezydencja,
unijne bączki,
zabawki ludowe
Laleczka bączek to plagiat? Nie wiem, ale posłuchaj...
Maria Veltuzen-Nagrabecka, artystka - plastyczka:
W końcu lat 70-tych wraz z mężem powróciliśmy do tego wzoru i sprzedawaliśmy bączki w kilku warszawskich galeriach. Poddaliśmy laleczki pewnej modyfikacji - powstała wersja z rączkami i uproszczona - bez rączek. Ich toczenie i montowanie było zbyt pracochłonne, wszystkie rzeczy podówczas były trudne... No tak, oczywiście, współczesne barwy i lakiery nie były osiągalne w tamtejszej szarości.
Pamiętam, wstępne kolorowanie elementów laleczki - bączka odbywało się w kąpieli w "Wilbrze" do barwienia skóry - o, to była zdobycz!
Potem był stan wojenny i bączki przestały tańczyć. Do dzisiaj mamy w kartonach dobrze ponad sto sztuk laleczek - bączków w różnej fazie powstawania."
"Na początku lat pięćdziesiątych mama - Maria Veltuzen [1910-2005, artystka, plastyczka, zajmowała się malarstwem na szkle i drewnie, grafiką użytkową, projektowała i wykonywała zabawki drewniane i pamiątki dla Cepelii.] była na kursie prowadzonym przez Wandę Telakowską, czymś w rodzaju pleneru zabawkarskiego we Wrocławiu. Autorskim pokłosiem tego pleneru było kilka wzorów: stołeczki - koniki, laleczka w szytym stroju ludowym - swego czasu przebój Cepelii; kilka jeszcze innych rzeczy oraz laleczka, malowana w ludowe pasiaki - ów tańcujący bączek. Mama mieszkając w Zakopanem, bazując na kenarowcach, stworzyła małą manufakturę i powstało parę tysięcy tych bączków, bodajże w na Festiwal Młodzieży i Studentów w Warszawie - rok 1955. Laleczki mamy miały mocowane na niteczkach rączki, które w tańcu wirowały rozłożone...
W końcu lat 70-tych wraz z mężem powróciliśmy do tego wzoru i sprzedawaliśmy bączki w kilku warszawskich galeriach. Poddaliśmy laleczki pewnej modyfikacji - powstała wersja z rączkami i uproszczona - bez rączek. Ich toczenie i montowanie było zbyt pracochłonne, wszystkie rzeczy podówczas były trudne... No tak, oczywiście, współczesne barwy i lakiery nie były osiągalne w tamtejszej szarości.
Pamiętam, wstępne kolorowanie elementów laleczki - bączka odbywało się w kąpieli w "Wilbrze" do barwienia skóry - o, to była zdobycz!
Potem był stan wojenny i bączki przestały tańczyć. Do dzisiaj mamy w kartonach dobrze ponad sto sztuk laleczek - bączków w różnej fazie powstawania."
Etykiety:
bączki,
drewniane zabawki,
laleczki,
lalki,
Maria Veltuzen,
Monika Wilczyńska,
plagiat,
polska prezydencja,
unijne bączki,
zabawki ludowe
Subskrybuj:
Posty (Atom)